Co robisz, gdy jesteś zbuntowaną chłopczycą dorastającą w konserwatywnym kraju zdominowanym przez Kościół katolicki, z edukacją prowadzoną głównie przez zakonnice i księży, 25% bezrobociem, cieniem Troubles rozciągającym się dalej na północ i narodową tradycją eksportowania swoich ludzi?
Cóż, oczywiście emigrujesz i znajdujesz miejsce, które daje ci więcej przestrzeni do oddychania.
Irlandia nie była wtedy tak dynamicznym członkiem Unii Europejskiej, jakim jest dzisiaj, a dla młodej Susan Ring, dorastającej w Dublinie w dzielnicy klasy średniej, atmosfera była zbyt duszna, by rozważać pójście przepisową drogą osiedlenia się, wyjścia za mąż i posiadania dzieci. W szkole jedna z sióstr zakonnych wyznaczyła ją do sprawdzania długości skarpetek (i spódnic), w systemie, w którym kary za nieprzestrzeganie regulaminu prowadziły do zatrzymania, więc było tylko kwestią czasu, zanim Susan spakuje walizki i wyruszy w poszukiwaniu odrobiny więcej wolności.
W szkole dobrze radziła sobie z francuskim i niemieckim, a na uniwersytecie studiowała germanistykę i ekonomię. Wybrała niemiecki zamiast francuskiego po prostu dlatego, że kursy tego drugiego były mocno przepełnione - wybór, który miał zadecydować o reszcie jej życia. Ale równie wpływowe były mniej pragmatyczne względy - podróż do Wuppertalu w Niemczech, aby spotkać się z miłosnym zainteresowaniem, przerodziła się w pobyt, który trwa już 30 lat. Miłość może i była krótkotrwała, ale romans z krajem nigdy się nie skończył...
Już na początku lat 90-tych Niemcy były miejscem o wiele bardziej liberalnym i kochającym wolność. Ale nie wszystko było łatwe - dyplomy z Irlandii nie były uznawane i Susan musiała wrócić na uniwersytet, studiując tłumaczenia pisemne i ustne w Kolonii. Potem kilka lat uczyła angielskiego i 14-miesięczny urlop naukowy w Afryce i Azji (z plecakiem, ale z klasą, w ładnych hotelach). W 1999 r. powstała firma Ring Interpreting, która prosperuje już ponad 20 lat. Początkowo około 70% jej pracy stanowiły tłumaczenia ustne, choć od 15 lat jej głównym zajęciem są tłumaczenia pisemne i doradztwo w zakresie tłumaczeń.
Mimo że Susan nigdy nie prowadziła marketingu - polegając raczej na słowie z ust - zgromadziła szerokie grono klientów i przekształciła się w butikową agencję, zlecając tłumaczenia wybranej grupie zaufanych tłumaczy. Do jej bezpośrednich klientów należą między innymi duże firmy z branży energetycznej i motoryzacyjnej.
Poza jakością pracy, jaką wykonują jej zespoły, swój sukces przypisuje doskonałej komunikacji z klientami, znakomitej obsłudze, kreatywności w pracy z tekstem, a przede wszystkim po prostu ułatwianiu życia wszystkim tym, którzy zwracają się do niej w sprawie słowotwórstwa we wszystkich jego odmianach. "Nie jesteś tylko tłumaczem" - mówi - "jesteś kimś, komu ufają klienci".
Od 2011 roku Susan mieszka w Berlinie - dynamicznym, wielokulturowym mieście, gdzie do grona swoich przyjaciół zalicza Turków, Egipcjan, Niemców i Amerykanów. I jest to miejsce o wiele bardziej liberalne niż Irlandia, która w ciągu ostatnich 40 lat poczyniła wielkie postępy, ale jak na jej gust nadal jest zbyt mocno zakorzeniona w starych zwyczajach.
Życie w swobodnym Berlinie otworzyło Susan oczy i doprowadziło do jej rosnącego zainteresowania interakcjami międzyludzkimi oraz decyzji o dodaniu kolejnej nitki do swojego łuku poprzez szkolenie się na doradcę ds. związków.
Wyjazdy do domu są zawsze przyjemne - rodzina Susan jest bardzo zżyta i oczywiście w Dublinie zawsze jest mnóstwo craic (po irlandzku "fun", wymawiane jako "crack"). Co więcej, jest to rodzina liberalna, nieosądzająca i niereligijna, co sprawia, że kontrast między jej dwoma życiami jest mniej wyraźny niż mógłby być.
Ale Susan nie ma zamiaru wracać tam w najbliższym czasie. Nie było jej tak długo, że nie wchodzi to w rachubę. Od czasu do czasu pojawiają się myśli o alternatywnych destynacjach - tak odległych jak Walencja, a nawet Melbourne. Ale doświadczenie spędzenia zimy na Majorce przypomniało jej, że potrzebuje pulsu i różnorodności dużych miast, przynajmniej przez część roku.
Więc Berlin jest na razie w pracy, którą kocha, z udanym biznesem i zdolnością, czy to poprzez tłumaczenia pisemne, ustne czy doradztwo, do działania jako mediator, pomagając ludziom w komunikacji, budując mosty na tysiące drobnych sposobów i burząc mury, które nas oddzielają. Całkiem nieźle, że to właśnie stało się celem Susan w mieście, które było kiedyś domem dla najbardziej osławionego muru ze wszystkich...
Ta seria, zatytułowana Changing Places, opowiada o tłumaczach, którzy kończą życie w kulturze zupełnie innej niż ta, w której się urodzili. Może to wynikać z różnych powodów: czasem przyciąga ich atrakcyjność obcych klimatów, czasem są zmuszeni do emigracji. Ale wszyscy oni dają nam do myślenia, jak to jest być nomadą w XXI wieku...
Czytaj dalej na: http://lingua-projekt.pl